Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

może się zdarzyć, że pani zachoruje. Tak jest, pani Higden, nie może pani zaprzeczyć przy całym swym uporze, że pani może nagle zasłabnąć, jak każdy inny człowiek.
Higdenowa przyznała mu słuszność i oświadczyła, że przyjmuje list z wdzięcznością i zrobi z niego użytek w razie potrzeby.
— Nie mnie należy się wdzięczność, lecz panu Rokesmithowi, — odrzekł pan Boffen, — ale czy się pani jeszcze nie namyśli na zmianę projektu? Mogłaby pani naprzykład zarządzać domem tam w naszej starej willi, gdzie osadziłem już mego literata z drewnianą nogą, niejakiego Silasa Wegg. Brak tam właśnie gospodyni. Czy nie zechciałaby pani zostać nią, pani Higden?
Ale stara kobieta oparła się tej nawet pokusie. Pożegnała wszystkich, dziękując za pomoc, a gdy przyszła kolej na Bellę, ucałowała ją, mówiąc:
— Bo on kazał pocałować „ładną panią“, mój biedny mały Jonny. — Rokesmith patrzył na to z boku, patrzył na ten pocałunek wyciśnięty na świeżej twarzyczce Belli, w imieniu dziecka, które nosiło fatalne imię Johna Harmon. Stał tak długo zapatrzony, nie zdając sobie sprawy, że stara Higdenowa odeszła już dla rozpoczęcia swej heroicznej wędrówki.

KONIEC TOMU TRZECIEGO.