Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brego, to też Reginald posmutniał, widząc ją tak przybraną.
— Co to jest? — spytał, wskazując na drzwi — gdzież to znikła blacha z ogłoszeniem twego pensyonatu?
— To nic — odparła jego żona z doskonale odegraną obojętnością. — Ten, od którego kupiliśmy ją, przyszedł z kleszczami i oderwał blachę, mówiąc, że skoro nie mamy czem płacić, odda ją do innego pensyonatu, gdzie zamówiono u niego zupełnie podobną.
— Może miał słuszność, moja droga.
— Zapewne, gdyby nam zabrał drzwi, tobyś także powiedział, że ma słuszność.
— Drzwi nam są niezbędne.
— Tak uważasz? — rzekła z gryzącą ironią pani Wilfer, udając się w głąb mieszkania.
Rumty poszedł za nią, a zeszedłszy po kilku schodach w dół, znalazł się w rodzaju sutereny, służącej razem za kuchnię i pokój jadalny.
Dwie młode dziewczyny grały tam w warcaby, a starsza z nich, licząca jakie lat 19, była nadzwyczaj ładna i zgrabna. Ładna panienka przegrywała swoją partyę i była z tego powodu w najgorszym humorze.
— Jak się macie, moje fatałaszki? — rzekł Wilfer do dziewcząt.
Żona jego zdążyła już tymczasem usiąść w kącie z rękami skrzyżowanemi na kolanach. Nie zdjęła, oczywiście, rękawiczek.
— Moja droga — rzekł do niej Wilfer — niepotrzebnie martwisz się tą blachą, bo skoro wyna-