Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znużyło go wprędce. Zamknął znów oczka i wyszeptał coś tak cicho, że go pani Boffenowa nie mogła usłyszeć, — Wtedy babka, pochyliwszy się nisko nad nim, dowiedziała się, że oprócz konia mały Jonny obaczył Bellę i zapytywał o imię tej ładnej pani. Wzruszona tem Bella osunęła się na kolana przy dziecku i uściskała je, a Jonny odwzajemnił się jej pieszczotami z naiwnym podziwem, jaki widok pięknej twarzy budzi nieraz w dzieciach. Następnie pani Boffenowa, uznawszy moment ten za odpowiedni, położyła rękę na ramieniu babki i zaczęła mówić, jak mogła najoględniej i najserdeczniej.
— Przyjechaliśmy tu, aby go zabrać i przewieżć do miejsca, gdzie mu będzie lepiej, rozumie pani?
Ale Higdenowa nie dała jej skończyć — zerwała się i uniosła w górę małego Jonny, przyciskając go mocno do siebie.
— Już wiem, po co przyszliście — zawołała — nie, nie, nie dam go wam, wolę, żeby umarł!
— Zechciej pani posłuchać — rzekł łagodnie Rokesmith. — Nie rozumiała pani, o co nam chodzi.
— Owszem, zrozumiałem bardzo dobrze... Chcecie go zabrać do szpitala, Ja wiem, co to znaczy, całe życie tam nie byłam i nie dałam nikogo z moich. Nie chcę tego ani dla siebie, ani dla dziecka i nie dostaniecie nas, dopóki będzie dość wody w rzekach, aby zatopić nasze ciała.
Przestrach, wstręt i prawie obłędna groza, malująca się na tej sędziewej twarzy, byłyby niewymownie przykre w takim nawet razie, gdyby