Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

leyem Headstone, który czekał na nich przy moście,
— Odprowadzimy twoją siostrę — rzekł łaskawie nauczyciel i podał niezgrabnie ramię pięknej dziewczynie.
Liza wsunęła pod nie rękę, ale wnet wysunęła ją nagłym ruchem, jakgdyby lękała się, aby ktoś tego nie dostrzegł.
— Dziękuję panu za grzeczność, ale nie chcę, abyście nakładali drogi przezemnie. Wrócę sama do domu.
Bradley podał jej rękę, dotykając zaledwie końców jej palców, Liza podziękowała mu raz jeszcze za dobroć jego dla brata.
Weszli obaj na most, prowadzący na drugi brzeg Tamizy i szli w milczeniu przez całą jego długość. Na drugim końcu mostu, spotkali się twarzą w twarz z dżentlmenem, który szedł niedbale z papierosem w ustach, krokiem człowieka, który nie ceni swego czasu. Był to Eugeniusz Wrayburne, a brat Lizy poznał go odrazu. Zachował był do niego urazę, zmarszczył też brwi na jego widok, a gdy się wyminęli, obejrzał się za nim raz i drugi.
— Czy znasz tego pana? — spytał Bradley,
— Ach! to ten Wrayburne, adwokat bez klientów — odparł z niechęcią Karol. — Ciekawy jestem, poco się tu włóczy?
— Nie lubisz go? — spytał jeszcze Bradley.
— O tak, wcale go nie lubię.
— Czy obraził cię?
— Naturalnie — odparł chłopak, czerwieniąc się z gniewu. — Widząc mnie po raz pierwszy, wziął mnie pod brodę w bardzo niegrzeczny sposób.