Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mówiłem panu Headstone, że nie mieszkasz jeszcze u siebie. Mimo to, był tak dobry i przyszedł tu ze mną. Jak ty dobrze wyglądasz!
Bradley podzielał w zupełności to mniemanie,
— Nieprawdaż? — zawołała wtedy mała osóbka, siedząca na fotelu. — Nieprawdaż, że Liza teraz ślicznie wygląda. No, proszę, mówcie do niej, nie krępujcie się mną.
Mówiąc to, pokazywała kolejno długim, cienkim paluszkiem każdą z trzech osób, obecnych w pokoju:

Raz, dwa, trzy

Każdy z was patrzy

Ale nie na mnie.

Po tej okolicznościowej improwizacyi, zabrała się znów do roboty, mimo, że mrok już zapadał.
— Nie spodziewałam się, byś przyszedł tu do mnie — mówiła Liza do brata — myślałam, że wyznaczysz mi znów miejsce spotkania na ulicy, obok naszej pracowni. Rozumie pan — dodała, zwracając się do Bradleya — że łatwiej mu spotkać się ze mną na ulicy, niż przychodzić tak daleko do me$o mieszkania.
— Nie odwiedzał więc pani dotąd? — pytał Bradley, zawsze mocno zmieszany.
— Nie — odparła trochę smutno. — Czy zadowolony pan z niego, panie Headstone?
— Nie można być pilniejszym. To też karyerę ma przed sobą otwartą, byle sam chciał.
— On chciał zawsze, a i ja także. Jakże wdzięczni jesteśmy panu, panie Headstone.