Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pochwały, zarumieniła się i kiwać poczęła głową, nie dlatego, aby chciała coś przez to wyrazić, lecz by oczarować do reszty nieśmiałe dziewczątko.
Tymczasem jeniec, uwięziony przy fortepianie, zaczął grać drugiego kadryla, osnutego na motywach żałosnych, które zdradzały tęsknotę jego za wolnością. Miss Podsnap cofnęła się znów w tył i przymknęła oczy w przystępie nowej rozpaczy.
— Widzi pani tego w monoklu? Już wiem, że Ma przyprowadzi mi go.
Tym razem Georgiana zdrzadzała mniej jeszcze rezygnacyi, ale nie uniknęła przeto swego losu. Jegomość z okiem oszklonem spojrzał na nią z góry na dół, jakby zamierzając wyciągnąć ją ze studni i powlókł ją do nowego kadryla.
W tym prawie czasie grupa skupiona dokoła gospodarza domu pozyskała nowego uczestnika w osobie łagodnego dżentlmana, który zamącił niespodzianie powagę i spokój tego zebrania, rzucając całkiem niewłaściwą, zdaniem pana Podsnap, uwagę o nędzy, panującej wśród pewnych warstw w najbogatszej stolicy świata.
— Dzienniki donoszą — zaczął ów nieostrożny jegomość — że pół tuzina osób zmarło tu w ostatnich dniach, dosłownie, z niedostatku.
Usłyszawszy to, p. Podsnap poczerwieniał z oburzenia i wykonał swój zmiatający gest.
— Poruszać taki temat po kolacyi, nie, to doprawdy przechodzi wszelkie granice.
— Jeśli tak jest — zaopiniował stanowczo — to ci ludzie sami sobie winni.
Ale łagodny jegomość nie ustąpił przed gro-