Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stał po długiem i ciężkiem wahaniu, gdyż, zdaniem pana Podsnapa, ludzie z za morza i wogóle cała Europa kontynentalna istniała tylko po to, aby spiskować przeciw poczuciu wstydliwości młodych miss angielskich. — Po przybyciu Francuza, Podsnap przedstawił mu swoją rodzinę po francusku, mówiąc: „Madame Podsnap, mademoiselle Podsnap“. Potem, powracając do swego macierzystego języka, pan Podsnap spytał Francuza po angielsku, jak mu się podoba Londyn, a zrobił to w taki sposób, jakgdyby podawał łyżkę lekarstwa głuchemu.
— London... wie pan: London — ryczał nad uchem Francuza.
Cudzoziemiec wyraził swój podziw dla tej stolicy.
— Prawda! jakie wielkie miasto? — rzekł pan
Podsnap.
— Bardzo wielkie — potwierdził Francuz.
— I bogate, panie.
— Tak, ogromnie bogate.
— Qgromnie, mówi się po angielsku „immensely“ — objaśniał uprzejmie mister Podsnap. — Nasze przysłówki nie kończą się na „ment”, jak francuskie, a bogaty mówi się po angielsku „Miecz, uważa pan, „ricz”.
— Ricz — powtarzał cudzoziemiec.
— A czy zauważyłeś pan — mówił z chlubą pan Podsnap — czy zauważyłeś pan na ulicach naszego miasta, które jest właściwie stolicą świata, świetne wyniki naszej angielskiej konstytucyi?