Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

taki zapał dźwięczał w jego słowach? kochał. Czyżby ją biedny człowiek?
Dziś więc uważnie śledziła wyraz twarzy pana de Preymont, lecz Marek był chłodny i spokojny jak zawsze, a gdy przez chwilę znalazł się z nią samnasam zapewnił ją o swej przyjaźni w sposób tak swobodny, że żaden wyraz a nawet dźwięk głosu nie potwierdził jej podejrzeń. Uspokojona odetchnęła swobodniej i rzekła wesoło:
— Myśl o moim powrocie do domu niepokoiła mnie trochę, to też nie umiem wypowiedzieć jak mi jest miło, że zaraz na wstępie spotkałam wesołe przyjęcie ze strony twego przyjaciela a objawy życzliwości i przywiązania z twojej strony, Marku.
— O! przywiązaniu mojemu możesz zaufać, jest ono trwałe jak mówią na życie i śmierć — rzekł Marek tym szczególnym tonem, który zawsze dawał jej dużo do myślenia. — Są rośliny, których korzenie tak głęboko rozgałęziają się w ziemi, że końca ich znaleźć niepodobna, otóż zdaje mi się, że nasza przyjaźń da się porównać z takiemi roślinami.
— I ja wierzę w to również — odpowiedziała Zuzanna podając mu rękę.
Nazajutrz rano Jerzy Saverne udał się do dziwacznego domku panny Konstancyi. Pod wpływem ciepłych promieni słońca kwiaty roztwierały swe wonne kielichy, a resztki mgły rozpraszały się w powietrzu. Jerzy, chociaż nie był poetą musiał przyznać w duchu, że ten śliczny