Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wierzyć w szczęśliwą rzeczywistość, inne masz myśli i pojęcia niż ja, chociaż i mnie zdarza się nieraz marzyć i marzyć, jak jakiemu zwykłemu śmiertelnikowi. Natura i usposobienie wrodzone zawsze się odzywają w człowieku, to też i ja, marzyciel, który się zamienił w przemysłowca, poddaję się nieraz marzeniom i słucham głosów, które śpiewają dokoła mnie, podziwiając ich potęgę. Są chwile, że biedny szaleniec zapominam, iż głosy te nie dla mnie śpiewają i że nędzny żebrak w łachmanach, który wyciąga rękę przy drodze, ma więcej prawa do słuchania ich harmonii. Co za nieszczęście posiadać takie nieposłuszne serce i...”
Tu pan de Preymont przerwał nagle pisanie i, odrzucając z niecierpliwością pióro, podarł list na drobne kawałki i wyrzucił je przez okno. Patrzył jak papier fruwał w powietrzu i opadał zwolna na ziemię.
— Doprawdy — rzekł do siebie z szyderczym uśmiechem, — jestem szalony, że piszę w ten sposób do tego szczęśliwego człowieka, do tego wesełego towarzysza, który się nazywa Jerzy Saverne; a jeszcze większe popełniam szaleństwo, że nie mogę zwalczyć swoich marzeń i zapanować nad swojemi uczuciami!
Na wyrazistej jego twarzy odmalował się gniew, a potem smutek. Długo stał oparty o ramę okna, roztargniony i zamyślony.
Wtem ktoś zlekka dotknął jego ramienia; obejrzał się: była to jego matka.