Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wierszy nad jego trumną? Idź, jeśli chcesz, Kolombo; pójdę z tobą, skoro uważasz żem powinien, ale nie improwizuj; to nie jest odpowiednie w twoim wieku, i... proszę cię o to.
— Bracie, przyrzekłam. To zwyczaj u nas, wiesz o tem; a, powtarzam ci, ja jestem jedyna, która mogę go dopełnić.
— Głupi zwyczaj!
— I mnie bardzo jest ciężko śpiewać w tych okolicznościach. To mi przypomina wszystkie nasze nieszczęścia. Jutro odchoruję to; ale trzeba. Pozwól mi, bracie. Przypomnij sobie, że, w Ajaccio, kazałeś mi improwizować dla zabawienia tej młodej Angielki, która śmieje się z naszych starych obyczajów. Czyż niema mi być wolno dzisiaj improwizować dla biednych ludzi, którzy będą mi wdzięczni za to i którym to pomoże udźwignąć ich zgryzotę?
— Dobrze więc, czyń jak zechcesz. Założę się, że już napisałaś swoją ballatę i nie chcesz jej zmarnować.
— Nie, nie mogłabym ułożyć tego z góry, bracie. Staję wobec umarłego i myślę o tych, którzy zostali. Łzy napływają mi do oczu, i wówczas śpiewam co mi przyjdzie na myśl.
Wszystko to powiedziane było z taką prostotą, że niepodobna było przypuszczać najlżejszej poetyckiej miłości własnej u panny Kolomby. Orso dał się zmiękczyć i udał się z siostrą do Pietrich. Zmarły leżał na stole, z odkrytą twarzą, w najpiękniejszej izbie. Drzwi i okna były otwarte; świece paliły się dokoła stołu. W głowach zmarłego klęczała wdowa, za nią tłum kobiet zajmował całą połać izby; z drugiej strony skupili się mężczyźni, stojąc z odkrytą głową, z okiem utkwionem w trupa, zachowując głębokie milczenie. Każdy nowo wchodzący zbliżał się do stołu, całował zmarłego, kłaniał się głową wdowie i synowi, poczem zajmował miejsce w kole, nie wymawiając słowa. Od czasu do czasu wszelako ktoś z obecnych przerywał uroczyste