Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wali się dotąd i znaleźli się w labiryncie drzew, lianów i skał, bez żadnego wyjścia. Paweł posadził Wirginię i, wpół nieprzytomny, zaczął biegać dokoła szukając drogi z tego zbitego gąszczu; ale daremne były jego wysiłki. Wdrapał się na szczyt wielkiego drzewa, aby rozpoznać bodaj górę; ale ujrzał dokoła jedynie wierzchołki drzew, oświecone ostatnim promieniem zachodzącego słońca. Tymczasem, cień gór okrywał już lasy w dolinach; wiatr uspokajał się jak zazwyczaj o zachodzie. Głęboka cisza zaległa w puszczy; nie było słychać żadnego odgłosu, prócz beku jeleni, które przybywały szukać legowiska w tej ustroni. Wówczas, w nadziei, że jakiś myśliwiec zdoła go usłyszeć, Paweł zakrzyknął z całych sił: „Pójdźcie, pójdźcie na pomoc Wirginii“! Ale tylko echa lasu wróciły jego głos i powtórzyły kilkakrotnie: „Wirginii!... Wirginii!...“
Paweł zeszedł z drzewa, zmożony wysiłkiem i troską; zaczął się rozglądać jakby przepędzić noc: ale nie było ani źródła, ani palmy, ani nawet suchych gałęzi, zdatnych do rozpalenia ognia. Poznał wówczas, własnem doświadczeniem, całą wątłość swoich sił; zaczął płakać. Wirginia rzekła: „Nie płacz, braciszku, jeżeli nie chcesz bym umarła ze zgryzoty. To ja jestem przyczyną wszystkich twoich utrapień, i wszystkich obaw które tam przechodzą matki. Nie trzeba nic czynić, nawet dobrego, nie poradziwszy się rodziców. Och! byłam bardzo nierozsądna!“ To mówiąc, zalała się łzami. Niebawem jednak, rzekła: „Pomódlmy się do Boga, bracie, on ulituje się nad nami“. Ledwie dokończyli modlitwy, usłyszeli szczekanie psa...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Wy, Europejczycy, których umysł nasiąka od dzieciństwa tyloma przesądami wrogimi dla szczęścia, wy nie jesteście zdolni pojąć, aby natura mogła dać tyle światła i rozkoszy. Dusza wasza, zamknięta w ciasnej sferze ludzkich wiadomości, dosięga niebawem kresu sztucz-