Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uczułem parcie obcasa panny Zofji, widocznie nie dla mnie przeznaczone i pomyślałem:
Mój Boże! jak ta miłość stara się eksploatować wszelkie okoliczności na swój rachunek! I któżby się spodziewał, że niechęć Frania do wojskowych niższych stopni stanie się punktem wyjścia dla tkliwej pieszczoty ze strony panny młodej? Ja wprawdzie nie słyszałem o dziadku, zabitym przez dragonów, jeżeli jednak podobny wypadek stanowi dla naszego kuzyna jeden z artykułów wiary, to nie dziwię się ani temu, że wypędził z domu Dorotę z jeźdźcem, ani temu, że go panna Zofja uściskała.
Na tem mógłbym zakończyć pełne przygód dzieje Franciszka, sumienność jednak i afekt familijny zmuszają mnie do niektórych uzupełnień.
Wkrótce po weselu naszego kuzyna skończył się mój proces i ja nie bez żalu musiałem z X. wyjeżdżać. Od tej chwili zaczęło się moje tułactwo po świecie. Gdziem był podówczas, com widział i czegom doświadczył, może ci innym razem opowiem; dość, że dopiero po 10 latach zobaczyłem znowu miasto X. i folwark za warszawską rogatką, skąd przez cały czas moich wędrówek żadnej nie miałem wiadomości.
Dziwne jakieś uczucie ogarnęło mnie na widok tej oazy, gdzie mieszkali ludzie, którym bądź co bądź zrobiłem dobrze... Czy wszyscy żyją jeszcze?... co się tu dzieje?!... oto pytanie, jakie zadawałem sobie, dojeżdżając...
Było lato. Zaledwiem wysiadł z pocztowej bryki, dostrzegłem ciągnięty przez siwego jak gołąb staruszka wózek, w którym dwoje małych dzieci siedziało. Przypatruję się pilniej... Tak, to on, ojciec byłej panny Zofji, a teść Franciszka! Poznaliśmy się odrazu i wpadłszy sobie z krzykiem w objęcia, zapłakaliśmy jak dwa bobry.
Po tkliwem powitaniu zapytałem staruszka: — Cóżto, jegomość dobrodziej już wnuki obwozi po świecie? Czy to bliźnięta?...