Strona:PL Bolesław Prus - To i owo.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
NA PROWINCJI.


W pokoju dziecinnym.

NAUCZYCIEL. A nu-że!... a do książki, osły. Ha!... Co z was będzie, jeżeli całe życie spędzicie na próżniactwie? Ja, kiedym był w Warszawie, to czytałem, pracowałem po całych dniach i nocach! — a wszystko o chlebie i wodzie!
DZIECKO. Aaa... hum!... Pytanie... hum, pytanie... Jakie są najprzedniejsze stworzenia boskie... jakie są... a hum!... jakie są najprzedniejsze...
DZIECKO II. Nominatywus... cykonja... Genitywus... cykonje... ehe... ehe... Datywus cykonje...
DZIECKO III. Pierwszy przypadek... kto? co? zielony pies... drugi przypadek, kogo? czego? zielone... zielonego psa... trzeci przypadek... trzeci... komu? czemu? zielonemu psowi...
OJCIEC (wchodząc). Oto tak to lubię!... Dobrze, moje dzieci... dobrze!... uczcie się, bo inaczej będziecie świnie paść, jak mi Bóg miły... Ja na was kraść nie będę, a tu słyszę w Warszawie to dziś nawet cham stróż może edukować swoich wisusów... Więc ten tego zatem niema co... tylko się trzeba brać do roboty!
DZIECKO I. Najprzedniejsze stworzenia boskie... najprzedniejsze stworzenia boskie... No, Waciu!...
DZIECKO II. Nie kłóć się, Kociu, bo przeszkadzasz!... Akuzatywus... akuzatywus... cy... cykonjam... cykonjam... Wokatywus cykonja...
DZIECKO III. Zielony, zieleniejszy, najzieleniejszy... stopień równy... wyższy...
MATKA (wchodząc). Aaa!... bardzo pięknie, moje dziateczki... Uczcie się, bo żebyście wiedzieli, jak się to w Warszawie i starzy i młodzi zabierają do nauki, to... to... A po lekcji przyjdźcie do śpiżarni, to wam dam suszonych śliweczek.