Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poco go ojciec zaczepia? — przerwał niecierpliwie młodszy. — Przyjdzie on sam do nas.
— Ni — odparł Ślimak, dodając półgłosem: — A się hycle na mnie zajedli!...
Bryczka potoczyła się dalej. Chłop popatrzył za nią, podumał, wreszcie począł mówić do żony:
— To ci naród te Szwabska!... Hamery wyglądają na panów, a ci, co wzięli od nas kartofle, na chłopów; przecie jeden drugiemu rękę podaje, zapanbrat. U nas ludzie, jak pogniewają się, to już nie wysłucha jeden drugiego; te zaś pary, choć się gniewają, to zawdy jeden drugiego wyrozumie i zrobi spokój...
— Co ty, stary, wciąż ino wychwalasz Szwabów — przerwała mu Ślimakowa — a o tem nie myślisz, że oni cię chcą gruntu pozbawić? Bój się ty Boga, Józek...
— Co mi ta zrobią! Gadaniem nic nie wskórają, bo zawdy im powiem, co wiem. A do rozboju przecie się nie wezmą.
— Kto ich wie — odparła kobieta. — To pewne, że ich jest wielga gromada, a tyś jeden.
— Wola boska! — westchnął chłop. — Rozum to oni, widzę, mają lepszy niż ja, ale kiedy przyjdzie na wytrzymałość — nie dadzą mi rady, oj nie!... Przypatrz ty się — dodał po chwili — jaka to moc dzięciołów siada na jednej drzewinie, a wszyscy w nią kują. I co z tego?... Dzięcioł wkońcu odleci, a drzewo zostaje drzewem. Tak i z chłopem. Siada na nim pan i kuje, siada gmina i kuje, siada Żyd i kuje, siada Niemiec i będzie kuł, ale przecie rady nam nie dadzą.
Ku wieczorowi przybiegła do Ślimaków stara Sobieska.
— Dajcie naparstek wódki — zawołała na progu — bo chyba dusza ze mnie ucieknie, takem pędziła z nowiną...
Nalano jej naparstek, którego olbrzym nie powstydziłby się nosić na palcu, a baba, wypiwszy, zaczęła:
— To ci u nas we wsi sądny dzień, Jezu!... Stary, wi-