Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ślimak kiwał głową, wreszcie odparł:
— Mówicie do mnie, jak ten chłop do drzewiny, kiedy ją wykopuje w lesie, a chce zasadzić kole domu. „Chodź — on mówi — będziesz przy chałupie, będziesz między ludźmi...“ No, i głupia drzewina wychodzi z lasu, bo musi; ale nim ją w nowym gruncie osadzą — usycha. I wy chcecie, żebym ja tak zmarniał z żoną, z dziećmi i całym dobytkiem. Bo cóżbym począł w tym dniu, kiedybym mój grunt sprzedał?
Rozmowę przerwał brodaty, przemówiwszy do ojca po niemiecku, głosem podniesionym i stanowczym.
— Więc nie sprzedasz? — spytał starzec.
— Ni — odparł Ślimak.
— Po siedemdziesiąt pięć rubli morgę.
— Ni.
— A ja ci mówię, że sprzedasz! — zawołał brodaty, gwałtownie chwytając ojca za rękę.
— Ni.
— Sprzedasz, gospodarzu — powtórzył stary.
— Ni.
Poszli obaj na most, krzykliwie rozprawiając po niemiecku. Chłop podparł ręką brodę i patrzył za nimi.
Nagle zwrócił oczy na dwór, gdzie już muzyka ucichła i w oknach pociemniało, i jakaś nowa myśl przemknęła mu przez głowę, bo szybko wrócił do chałupy.
— Jagna! — zawołał, otwierając drzwi do sionki — Jagna!... A wiesz ty, że pan sprzedał folwark Niemcom?...
Stojąca przy kominie gospodyni przeżegnała się łyżką.
— W imię Ojca!... Czyś ty Józek zwarjował?... Kto ci to powiedział?...
— A o teraz zaczepiły mnie na gościńcu dwa Niemce, powiedzieli o sprzedaniu folwarku i jeszcze... Wiesz ty, Jagna?... Jeszcze chcieli od nas grunt kupić... Grunt nasz własny!
— Toś ty zupełnie zwarjował! — krzyknęła Ślimako-