Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o czem, a Ślimak naprzemian albo frasował się: czy mu wypuszczą łąkę? albo dziwił, że jego starszy syn wygłasza tak przewrotne teorje.
— Ha! — mruknął — zapatruje się hołociuch na innych. — Hardy para, nikomu nie ustąpi, i łaska boża, że jeszcze nie kradnie. Ho! ho!... on już nie będzie chłopem.
W tem miejscu gościniec łączył się z drogą dworską, która łagodnie wznosiła się pod górę. Ślimak szedł coraz wolniej, Stasiek patrzył przed siebie coraz lękliwiej, i tylko Jędrek robił się śmielszy. Stopniowo z poza wzgórza ukazywały się im czarne gałęzie lip przydrożnych, zasypane pączkami, dworskie kominy i dachy budynków.
Nagle rozległy się dwa strzały.
— Strzelają! — krzyknął Jędrek i pobiegł naprzód, podczas gdy Stasiek schwycił ojca za kieszeń sukmany.
— Gdzie lecisz? wróć się! — zawołał Ślimak.
Jędrek zachmurzył się, ale zwolnił kroku.
Weszli na taras, gdzie już rozciągały się tylko pola dworskie. Za niemi, niżej, leżała wieś, jeszcze niżej łąka i rzeka; przed nimi — stał dwór otoczony sztachetami, budynki, a dalej ogród.
— O, widzisz dwór? — rzekł Ślimak do Staśka.
— Który to?
— Ten z gankiem, na słupach.
— A to co za chałupa?
— Na lewo? To przecie nie chałupa, ino oficyna, a to niskie — kuchnia. A przypatrz się, że w oficynie jedne izby są na dole, drugie na górze...
— Jakby na strychu?
— To nie strych, ino piętro. Strych jest jeszcze wyżej, pod dachem, jak u nas.
— Ale zawsze oni tam włażą po drabinie — wtrącił Jędrek.
— Nie po drabinie, ino po schodach — odparł surowo