Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krowa tego warta. Wydoiłam ją przed wieczorem i, mówię ci, choć przyszła z drogi, dała więcej mleka, niż Łysa...
Chłop znowu uczuł ból w rękach i nogach. Boże mój, ile się to trzeba nachodzić, namoknąć, niedospać, nim człowiek zbierze trzydzieści pięć rubli papierami i jeszcze rubla srebrnego! Żeby Grochowski choć coś niecoś odstąpił...
— Nie pytałaś go się — rzekł Ślimak — nie spuści co?
— Ale-hale!... Dobrze, żeby chciał sprzedać. On wciąż gada, jako Grzybowi już dawno obiecał krowę.
Ślimak począł targać sobie włosy.
— A czy go nieszczęście dziś nasłało! — mówił — a cóżem ja zrobił, że mnie Pan Bóg tak ciężko karze!... Nie wiem, czy łąkę dziedzic mi odda, a tu jeszcze muszę tyle płacić za krowę...
— Józek, nie bądź głupi, miej rozum — reflektowała go żona. — Przecież o łąkę nieraz cię sami we dworze zaczepiali, zaś o krowę spróbuj się potargować. Spuści — nie spuści, a ty zawdy z nim wypij wódki i przyjmij go uczciwie; może mu Pan Jezus miłosierny da upamiętanie. Ino się nie rozgaduj i na mnie często spoglądaj, a zobaczysz, że będzie dobrze.
W tej chwili przywlókł się parobek i począł odwiązywać krowę od płotu.
— Cóż, Maćku — rzekła gospodyni — prawda, że piękne bydlę?
— Oho! ho!... — odparł kulawy, trzęsąc ręką w górze.
— Ale pieniądz za nią okrutny, co? — spytał gospodarz.
— Oho! ho!...
— Zawdy tyle warta, prawda, Maciek? — spiesznie wtrąciła Ślimakowa.
— Oho, ho!...
Tyle powiedziawszy, Owczarz zaprowadził do obory krowę, która, oglądając się, tak jakoś serdecznie na obie strony wywijała ogonem, że Ślimak nie mógł opanować wzruszenia.
— Wola Boska — szepnął. — Spróbuję ją stargować...