Strona:PL Bolesław Prus - Pierwsze opowiadania.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ście się odznaczył. Zwinął obie ręce w trąbkę i beknął, jak roczne cielę.
Śmiech wybuchnął w szkole, a nauczyciel aż zatrząsł się ze złości.
— Hę! — krzyknął do Antka. — Toś ty taki zuch? Ze szkoły robisz cielętnik? Dajcie go tu na rozgrzewkę!
Chłopiec ze zdziwienia aż osłupiał, ale nim się upamiętał, już go dwaj najsilniejsi ze szkoły chwycili pod ramiona, wyciągnęli na środek i położyli.
Jeszcze Antek niedobrze zrozumiał o co chodzi, gdy nagle uczuł kilka tęgich razów i usłyszał przestrogę:
— A nie becz, hultaju! a nie becz!
Puścili go. Chłopiec otrząsnął się, jak pies wydobyty z zimnej wody, i poszedł na miejsce.
Nauczyciel wyrysował trzecią i czwartą literę, dzieci nazywały je chórem, a potem nastąpił egzamin.
Pierwszy odpowiadał Antek.
— Jak się ta litera nazywa? — pytał nauczyciel.
— A! — odparł chłopiec.
— A ta druga?
Antek milczał.
— Ta druga nazywa się be. Powtórz, ośle.
Antek znowu milczał.
— Powtórz, ośle, be!
— Albo ja głupi! — mruknął chłopiec, dobrze pamiętając, że w szkole beczyć nie wolno.
— Co, hultaju jakiś, jesteś hardy? Na rozgrzewkę go!...
I znowu ci sami co pierwej koledzy pochwycili go, położyli, a nauczyciel udzielił mu taką samą liczbę prętów, ale już z upomnieniem:
— Nie bądź hardy!... nie bądź hardy!...
W kwadrans później zaczęła się nauka oddziału wyższego, a niższy poszedł na rekreacją, do kuchni profesora. Tam jedni