Strona:PL Bolesław Prus - Opowiadania wieczorne.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— List z kancelarji pana adwokata! — odpowiedział głos z poza kraty.
Pan Łukasz prędko pochwycił pismo.
— A może co na piwo dostanę? — zapytał posłaniec.
— Nie mam drobnych — odparł pan Łukasz. — Zresztą, nie wal tak mocno we drzwi, jeżeli chcesz dostać na piwo.
Zamknął lufcik i powlókł się do okna, a tymczasem za drzwiami posłaniec wymyślał mu:
— A to stary kutwa! Nosi na żebrach trzydzieści tysięcy rubli, obdziera każdego i jeszcze na piwo nie chce dać. Bodaj cię z piekła wyrzucili!...
— Cicho bądź, ty zuchwalcze! — odparł mu pan Łukasz i odpieczętował list.
Straszna wiadomość!...
Dependent pisał, że pociąg, którym jechał adwokat Kryspin, rozbił się. Ponieważ adwokat żałował zwykle pieniędzy na telegramy, więc dependent był dotychczas w niepewności, czy pan Kryspin żyje... W każdym razie jednak — stało dalej w liście — sprawa pana Łukasza przeciw zięciowi o kamienicę jutro będzie popierana. Kryspin bowiem, jako człowiek systematyczny, naznaczył przed wyjazdem zastępcę.
— A! do licha! — mruknął Łukasz. — Temu zastępcy trzeba zapłacić, podczas gdy poczciwy Kryspin nic nie brał!... Jeszcze może sprawę przegram i wyrzucą mnie z domu?...
Złożył list, wsunął go w kopertę i schował do biurka, mówiąc dalej do siebie:
— Pewnie Kryspin, jak zwykle, miał przy sobie wszystkie pieniądze... Jeżeli zginął w pociągu, to go niezawodnie okradną. Familji nie ma... Stary kawaler... Nie wolał onby to mnie taką sumę zapisać?... Miał chyba ze dwadzieścia tysięcy rubli...
Z temi słowy pan Łukasz starannie obmacał piersi, na których pod szlafrokiem, koszulą i kaftanikiem gruba paka tysiącrublowych listów zastawnych spoczywała dniem i nocą.
Wiadomość o możliwej śmierci adwokata, w połączeniu