Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Pani nie potrzebuje lękać się o swoją przyszłość,“ ale pohamował nadmiernie rozkołysany zapał.
— Nie potrzebuję! — powtórzyła Zosia, wstrząsając głową i uśmiechając się smutno. — Mówmy lepiej o rzeczach weselszych. Ach, jakie to niepotrzebne, jakie to niewłaściwe, że ja panu powierzam przykre tajemnice! Czy pan wie, że Paulinka Klęska już nie wyjedzie od nas, a przynajmniej nie zaraz? I wie pan dlaczego? Hrabia Kajetanowicz zauważył, że ma istotnie piękny głos, i tak wpłynął na ciocię Dorohuską, że ona — słyszy pan? — ciocia Dorohuska chce Paulinkę wysłać do Lampertiego, na naukę śpiewu.
— Pokazuje się, że pani Dorohuska jest bardzo dobrą osobą — odpowiedział Józef.
Zosia ruszyła ramionami.
— To nie dobroć, to ambicja! Ponieważ hrabia zna się na muzyce, więc ciocia myśli, że Paulinka zostanie wielką artystką. No, a rozumie pan, że jest to duża przyjemność wykształcić na swój koszt wielką artystkę! Biedny nasz kuzynek!
— Hrabia? A cóż jemu za bieda?
— Jestem pewna, że zakocha się w Paulince.
— Skądże znowu?
— O, ja miewam trafne przeczucia — mówiła Zosia. — Ile razy tatuś ma dostać migreny, zawsze przeczuję to, zgóry na kilka godzin.
— Migrena... miłość! — powtórzył Józef, uśmiechając się. — Zakochał się, to i dobrze. Pobiorą się i będą szczęśliwi. Innym podobny zamiar nie udałby się tak łatwo.
— Jakim innym? — spytała ostro Zosia, zatrzymując się w alei.
— No, naprzykład, gdyby pan Łoski zakochał się w pannie Sobolewskiej. Oboje biedni, prawie nie mogliby się pobrać.
— Ach, to chodzi o pana Łoskiego?... Zapewniam pana, że Kajetanowiczowi nieskończenie byłoby trudniej ożenić się z Paulinką.