Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Turzyński, choćby nawet chciał mu dopomóc, nie ma pieniędzy, a pani Dorohuska nie dałaby nawet na trumnę.
— Domyślam się! — krzyknął hrabia. — Nadzwyczajny chłopiec okradnie kogoś i z tych dochodów będzie kształcił się na nauczyciela ludowego.
— Nie. Temu nadzwyczajnemu chłopcu postanowili przyjść z pomocą prawie tacy jak on biedaki: nauczycielka panny Zofji i nauczyciel Stasia.
— Ten Rosjanin? ten farmazon? — spytał ciekawie hrabia. — A to go wyedukuje!
— Nie. Nauczyciel Polak, Łoski, a choć mieszczanin, wielki admirator naszej arystokracji.
— Więc pocóż robi głupstwa, odciągając chłopaków stajennych od ich powołania?
— Bo nie wiedział, że istnieje taki hrabia wspaniałomyślny, który chłopcu przez pięć lat zapewni czterysta rubli rocznie na edukację.
— A jak się ten osioł hrabia nazywa? — zapytał, podnosząc głowę, Kajetanowicz.
Doktór przestał masować.
— Ostrzegam — rzekł, udając obrażonego — że natychmiast przerwę robotę, jeżeli będzie pan obrażał mego chlebodawcę, najzacniejszego z hrabiów.
— Jezus! Marja! — zawołał Kajetanowicz — więc ten człowiek naprawdę do mnie przepija? jak to pan powiedział? jak? Na edukację czterysta rubli?
— Rocznie, przez pięć lat, co uczyni razem marnych dwa tysiące. Edukacja pięknej śpiewaczki może kosztować pięćdziesiąt razy więcej.
— Nie — jęczał hrabia — jeżeli teraz nie zabije mnie apopleksja, to naprawdę jestem zdrów jak byk! Ale, niestety! zdaje się, że doktór zepsuł cały efekt masażu.
— Możemy zacząć drugi raz — odparł Płótnicki. — Pan