Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy się nudzi jaśnie pani? Przecie biedny sekretarz prawie nie ma wolnej godziny w ciągu dnia...
Łoski otworzył usta, ażeby coś odpowiedzieć, lecz przypatrzywszy się Podolakowi, wzruszył ramionami i zmilczał. Kleryk nie zauważył tej gry fizjognomji, zanadto był pogrążony we własnych myślach. Usta drżały mu, oczy płonęły, na twarzy miał silne wypieki.
— Powiedzże sam, bracie, w jakiem ja jestem położeniu. Z jednej strony podkopują we mnie wiarę, z drugiej radzą poznać świat, wypróbować samego siebie i dopiero potem odrazu zdobyć stopnie duchowne, na które w dzisiejszych warunkach wiele lat musiałbym czekać.
— Najwięksi święci nie byli wolni od pokus! — wtrącił Łoski.
— Widzisz bracie, boję się jednej rzeczy — mówił kleryk. — Przypuść, że ja nie jestem stworzony na księdza, lecz przekonywam się o tem dopiero po przyjęciu ostatecznych święceń. Być złym kapłanem, zgorszeniem swoich owieczek, cóżto za straszna rzecz! Nieuniknione przekleństwo!... I nie byłoby dla mnie tłomaczenia. Bo, na sądzie boskim, mój anioł stróż mógłby mi wręcz powiedzieć: „Człowieku, ja cię ostrzegałem, ja ci podszeptywałem zwątpienia, a ty nie chciałeś się nad niemi zastanowić. Ty pragnąłeś ze swego kapłaństwa zrobić narzędzie jakiejś propagandy ekonomicznej, która może być wielką zasługą ludzi świeckich, ale dla księdza jest sprawą drugo i trzeciorzędną.“
Siedzieli obaj na ławeczce małej, ukrytej między drzewami altanki. Mrok począł zalewać ziemię; ostre szczyty świerków na czerwonawem tle nieba wydawały się czarnemi. Podolak powstał, wybiegł przed altankę i rozejrzał się na wszystkie strony. Potem wrócił, przyklęknął na ławce obok Łoskiego i zbliżywszy usta do jego ucha, począł szeptać:
— Nie wspomniałem ci, bracie, o rzeczy najważniejszej, prawie o nowym obowiązku, jaki spadł na mnie... Jest tu,