Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo ojciec tylko się uśmiechał i mówił, że to drobiazg, o którym wspominać nie warto.
— Miał rację! — odparł doktór. — Z pomyślnych kuracyj cieszą się najwięcej profani; fachowiec rozumie, że w takich wypadkach więcej zrobiła natura, aniżeli recepty i zabiegi lekarskie. Zato — ilu doznajemy niepokojów w wypadkach stanowczych!... Spytaj kolega którego ze sławnych chirurgów, co się z nim dzieje, gdy naprzykład duszącemu się dzieciakowi ma zrobić tracheotomję? Oto jest niepokój, którego nie wynagrodzi nawet pomyślna operacja. Ale publiczność ani wie o tem! Profani myślą, że chirurg dokonywa ciężkiej operacji tak spokojnie, jakgdyby krajał kotlet cielęcy... Osły!
Ale teraz weź kolega inny wypadek. Chory umiera, zostawia, dajmy na to, rodzinę bez żadnych środków, a lekarzowi przychodzi nagle do głowy: Czy ja go aby trafnie leczyłem?... Czy, gdybym zrobił to, a nie robił owego, czy chory nie byłby uratowany?... A może źle postąpiłem, nie zwoławszy konsyljum?... I proszę kolegi, takie myśli czepiają się lekarza jak wszy; nietylko łażą po nim, ale wpełzają gdzieś do głębi duszy... Gdybyśmy przyjmowali hipotezę o duszy.
— Pan doktór czarno patrzy na świat. A przecież są lekarze sławni, bogaci, kochani i podziwiani...
— Tak. Bywają szczęśliwi i nieszczęśliwi — mówił zamyślony Płótnicki. — Ja należę do szczęśliwych, ale miałem kolegów, którym djabelnie się nie wiodło. Jeden z biedy rozpił się i umarł, już mówiłem o nim. Drugi zaraził się tyfusem i także umarł. Paru żyje w niedostatku i pracuje na lichwiarzy. Ale jeden, trochę starszy ode mnie, był osobliwie nieszczęśliwy. Całą młodość borykał się już nie z biedą, ale z nędzą. Cudem ukończył medycynę i osiadł na prowincji, niedaleko swego wuja proboszcza, który, choć był skąpy, zobaczywszy patent lekarski, pożyczył siostrzeńcowi kilkaset rubli na zainstalowanie się.