Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie pojechał z dziećmi?... poco?... na jak długo?... I czy to jest przyzwoite, ażeby z nią, kuzynką, nietylko nikt się nie pożegnał, ale nawet nie powiedział, dokąd jadą?
Żal pani Komorowskiej był tem boleśniejszy, że dowiedziała się, iż kilka dni temu Zosia, ten aniołek dobroci, była z wizytą u pani Wodnickiej i zakupiła u niej kilkanaście sztuk drobiu. Oczywiście pani Komorowska nie ma już co robić w Klejnocie, a jeżeli tak, więc musi stanowczo rozmówić się z kuzynem Turzyńskim i zażądać zwrotu kapitału. Gdyby dano jej nawet sześć procent, czyli siedemset dwadzieścia rubli rocznie, to przecież na wsi albo w małem miasteczku z tych pieniędzy wyżyje i nie będzie znosiła upokorzeń.
Takiemi zajęta myślami, pani Komorowska wyszła około siódmej wieczorem ze swego dworku w aleje i, o kilkanaście kroków od furtki, spostrzegła Łoskiego, który z zadartą głową, rękoma wtył założonemi, przypatrywał się prastarym lipom. Na ten widok zbudziły się w jej sercu łagodniejsze uczucia i chęć porozmawiania z niezwykle uczciwym człowiekiem.
— Dobry wieczór, panie Łoski!... I pan, widzę, lubi spacerować około naszych ogrodów!
— Czekam na mego przyjaciela, Józia Trawińskiego, którego pan Permski ma przywieźć z Kamienia — odpowiedział Łoski z niskim ukłonem.
„Z pewnością nie ukłoniłby się niżej żadnej hrabinie!“ — pomyślała pani Komorowska, co jeszcze bardziej poprawiło jej humor.
Ścisnęła go za rękę, i oboje wolnym krokiem poszli w stronę gościńca. Nagle Komorowska zapytała:
— Czy i pan nie wie, dokąd pojechał nasz dziedzic razem z dziećmi?
— Owszem. Pojechali na stację kolei, naprzeciw pani Dorohuskiej, która, zdaje się, jest siostrą cioteczną pana Turzyńskiego...
— I bardzo bogatą, bardzo bogatą! A przytem wielce