Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad każdym rublem, który musiała dać służącej na targ. Już teraz nie powie, jak wówczas, z wypiekami na twarzy i rozgorączkowanemi oczyma: „Józiu, dziś prosiłam Eisenberga, ażeby dał nam z kapitału pięćset rubli...“ Pierwsze pięćset rubli z kapitału, po których poszły inne sumy i od tej pory wciąż idą!
„Jeżeli jednak — myślał Józef — ten Turzyński jest marnotrawcą i półgłówkiem, który nie dba o własne interesy, to czy rozsądnie postąpilibyśmy, łącząc się z nim przeciw Nieznanemu, który, jak sądzi Łoski, chce nam dać piętnaście tysięcy rubli gotówką?... Bo choćby Turzyński wygrał, czy jest pewność, że nam zapłaci i w jaki to sposób zrobi?... A gdyby przegrał, ów pan Nieznany może nam grosza nie oddać. Przecie wszystko zależy od jego dobrej woli, od jego kaprysu. Nie, w tej sprawie nie można powodować się jakiemiś drażliwościami. Żadna drażliwość nie ocali mojej matki od nędzy!
„Gdyby pan Nieznany sfałszował testament, zrobiłby to naturalnie przez chciwość, a gdyby był chciwy, nie oddałby nam piętnastu tysięcy, do czego nowy testament podobno go nie zobowiązuje. Jest więc uczciwym człowiekiem. Ale co ważniejsza, gdyby nie był pewny, że wygra proces, nie śpieszyłby się z oddawaniem pieniędzy nam i innym współsukcesorom. A jeżeli jest uczciwym człowiekiem i spadkobiercą legalnym, to dlaczego moja mama nie miałaby wziąć od niego pieniędzy? Przecież to nie on daje, tylko nieboszczyk, kuzyn mamusi, a w dodatku bezpłatny pacjent ojca. I ja miałbym od takiego człowieka dobrowolnie usuwać się, ja miałbym wytaczać mu proces, jako sprzymierzeniec pana Turzyńskiego, który nic mnie nie obchodzi, i sam nigdy mną się nie interesował!
„Paradny ten jaśnie pan! — myślał dalej Józef. — Chociaż wiedział, że istnieje testament na naszą korzyść, nigdy się do nas nie zgłosił, nigdy nie zapytał: czy kuzynka ma co do ust włożyć? Dopiero kiedy mu potrzeba asystentów do pro-