Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 05.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A pani?
— Co tam ja!
— Wiecie państwo, że to są rzeczy nadzwyczajne! — zawołał Staś Turzyński. — Bawią się jakiemiś półsłówkami, półfrazesami, a samowar zgasł... Antek, psia...
— Stop! — przerwał Łoski. — Onegdaj przyrzekłeś, że nikomu ze służby nie powiesz przykrego słowa.
— Ja przecież umieram z głodu. Zresztą i całe towarzystwo.
— Jak można myśleć o głodzie przy takiej rozmowie?
— Ale pan już pił herbatę i zjadł kawał ozora?
— Skończcie rozmowę, dostaniecie jeść! — odezwała się panna Krystyna.
— A więc spowiadajcie się państwo, ale kłusem!
— Boże! Stasiu, ty mnie chcesz stąd wypędzić — zawołała siostra, chwytając się za głowę.
— Panno Paulino... — rzekł Łoski.
— Ja mam głos, więc słuchajcie! — zaczęła panna Klęska, podnosząc wgórę paluszek. — To jest, chciałabym mieć głos, ale taki piękny, żeby zostać największą śpiewaczką. Chciałabym, ażeby za mną cały świat przepadał.
— To już jest! — rzekł Permski.
— Taki tam świat! — odparła, wzruszając ramionami. — A jeżeli nie zostanę wielką śpiewaczką, to przynajmniej chciałabym mieć dużo pieniędzy i całe życie podróżować.
— Cudnie! — roześmiał się Permski.
— Samowar już trzeci raz dokładają — szepnął Andrzej Turzyński.
— A narodowi co pani życzy? — zapytał Łoski.
— Ażeby jak najwięcej ludzi miało pieniądze i mogło wyjeżdżać zagranicę. Cha! cha! cha! — roześmiała się panna Klęska.
— Pani tego nie mówi na serjo?
— Dopiero teraz domyślił się pan?... A któż swoje tajemnice ogłasza przed całym światem?