Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powierzyłeś Ypsylonom, którzy przecież zmarnowali okazję unieśmiertelnienia świata?
— Dla dwu powodów — odrzekł bogobojny. — Pierwszym jest ten, że Brama nie chciał, aby drzewo żywota dostało się w ręce ludzkie, a do urzeczywistnienia tego celu najlepiej nadawali się Ypsylonowie, którzy nic i nigdy nie zrobili porządnie.
— I naród ten już się nie zmieni?
— Tu jest drugi powód, dla którego wezwałem Ypsylonów. Klęska, jakiej sami doznali i jaką zadali światu, otworzy im oczy i — staną się rozważniejszymi, aniżeli są dzisiaj.
— Ale zmarnowali okazję do zrobienia się najpotężniejszym narodem... — wtrącił uczeń.
Święty człowiek znowu wpadł w zadumę i długi czas siedział nieruchomy, prawie nie oddychając. Gdy ocknął się, wszyscy uczniowie skupili się u jego stóp, wiedząc, że usłyszą jakąś mądrą przypowieść. W rzeczy samej fakir odezwał się:
— Synowie moi! pewien kapłan tybetański, idąc w daleką pielgrzymkę, zobaczył przy rozstajnych drogach kapliczkę, a na jej ścianach takie przeczytał napisy: „Pobożny pielgrzymie, jeżeli pójdziesz dalej ścieżką po lewej ręce, znajdziesz bez trudu dziesięć wag czystego złota; ale jeżeli udasz się w podróż ścieżką na prawo, po wielu niepokojach i trudach, znajdziesz tylko jeden liść palmowy, zapisany sentencjami mądremi...“ A ponieważ był to pielgrzym wzniosłego ducha, więc poszedł na prawo, znalazł palmowy liść z przepisami i stał się chlubą swego królestwa.
Otóż, mówię wam, że Ypsylonowie — przypadkiem — naśladowali owego pielgrzyma; przez lekkomyślność opuścili drogę łatwego szczęścia i nie wiedząc, weszli na ścieżkę bolesnych trudów, na której jednak znajdą to, czego ich duszom brakowało dotychczas...