Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 04.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc może to Ziewalski wynalazł motor, nie Adamczyk?
— O... pan bo zawsze lubi żartować!... Bonifacy — zwrócił się do kelnera pan Józef — dajcie mi zrazy z kaszą... Motor wynalazł Adamczyk nie żaden Ziewalski.
— A mnie, Bonifacy, pieczeń z kapustą — dorzucił pan Ludwik. — Nie wiem, za co Adamczyk płaci Ziewalskiemu, więc dziwię się...
— Jeżeli kto czegoś nie wie, nie powinien dziwić się, ale zapytać takich, którzy wiedzą.
— A pan wie?...
— Phy!... przecie ja Adamczyka znam od takiego bachora — rzekł pan Józef, wyciągnąwszy rękę na wysokość stołu. — Przecie on mnie sprowadził z fabryki komorowskiej do Warszawy...
— I panu także dodaje co z własnej kieszeni?...
— Ja nie potrzebuję dokładek, chwalić Boga!... Choć może do tego, czem jest dziś Adamczyk, przyczyniłem się lepiej i uczciwiej, niż Ziewalski.
— Musi być ciekawa historja? — wtrącił pan Ludwik.
— Piramidalnie ciekawa! Zaraz się pan przekona... Bonifacy, szklaneczkę jasnego...
— A mnie kufelek ciemnego.
— Trzeba wiedzieć — zaczął pan Józef — że Adamczyk jest synem kowala, który miał kuźnię w naszym Komorowie. Kiedy stary umarł, na zapalenie płuc, zostawił żonę, córkę, dwu synów, domek i kilka morgów gruntu. Córka wyszła za organistę, porządnego człowieka; starszy syn ma handel kolonjalny i powodzi mu się wcale nienajgorzej, a młodszy, który jest dziś dyrektorem i współwłaścicielem fabryki, ukończywszy szkołę elementarną, uczył się potem prywatnie u profesora i już w dwunastym roku zaczął kręcić się około naszej fabryki machin rolniczych, niby w Komorowie.
Był to bardzo bystry chłopak, ciekawy i ambitny. Znał się z synami naszego dyrektora, naszego kasjera i ciągle wypy-