Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pięści — że mojemu siostrzeńcowi podobało się przegrać dwadzieścia tysięcy rubli, które mu powierzyła matka!…
— Karciarz?… — zapytałem, nie wiedząc, co mówić.
— Do tej pory bawił się kartami, jak u nas wszyscy. Grał w domu z matką i z rządcą, grywał u sąsiadów, grywał w Warszawie, grywał wieczorami, grywał z rana… Wszystko to jednak były sumy niewielkie. Dopiero teraz, mając w rękach dwadzieścia tysięcy rubli, spróbował szczęścia na większą skalę, no — i udało mu się… Nasz wierzyciel wścieka się… matka leży ciężko chora… mnie widzisz jak wyglądam… ludzie drwią z nas, albo krzywo na nas patrzą…
— A cóż on?
— Rozmawiał wczoraj z jednym z naszych sąsiadów i zapewnił go…
— Że nie weźmie kart do ręki?… — wtrąciłem.
— Nie, że odegra się na pewno — odparł rejent.
— A skąd weźmie pieniędzy? — zapytałem.
— Czy ja wiem?… Może pożyczy, może kogo okradnie, a może sfałszuje weksel, czy ja zresztą wiem, co on zrobi. A ty grasz? — zapytał nagle.
— Jak żyję, nie grałem!… Mogę powiedzieć o sobie to, co pewien mędrzec: nie piję, nie palę, nie gram w karty, nie…
Ale poczciwy rejent znowu schwycił mnie w objęcia i znowu zawołał:
— Zazdroszczę twoim rodzicom… Jakże chciałbym mieć podobnego… siostrzeńca.
Z przerwy, jaką zrobił rejent, odgadłem, że nie chodziło mu o siostrzeńca, ale… zupełnie o kogo innego… To też czułem się jak nowonarodzony. A gdy weszliśmy do bufetu, zjadłem dwa spore kurczęta na zimno i głęboki talerz sałaty.
— No… no!… — mówił rejent — jeżeli w waszym banku wszyscy urzędnicy tak chorują, to chciałbym być…
— Naszym akcjonarjuszem?… — zapytałem.
— Nie. Waszym urzędnikiem — odparł rejent.