Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy wolno wiedzieć, w jaki sposób pozyskał pan ufność tego dzikiego chłopa?…
— Dzięgla? — spytał rejent. — W bardzo prosty sposób. Naprzód — nigdy go nie oblagowywałem, co niekiedy trafia się panom z inteligencji… A powtóre — w stosunkach z nim i wogóle z chłopami nigdy nie narzucałem moich upodobań, lecz zawsze starałem się służyć ich własnym interesom.
Dzięglowi naprzykład, raz dałem garniec dobrych kartofli do sadzenia… Drugi raz ostrzegłem go, ażeby nie kupował ziemi od aferzystów… Innym razem moja córka wyleczyła Dzięglową z febry… A przy każdej sposobności powtarzam każdemu chłopu: im więcej włożysz w ziemię nawozu i pracy, tem większe będziesz miał dochody…
— A moralnego wpływu pan rejent nie stara się wywierać na nich? — spytałem.
— Pan myśli, że wskazywanie chłopu drogi do dobrobytu to wpływ niemoralny? Proszę pana — mówił, kiwając głową — z długoletniej praktyki mogę zapewnić, że gdy chłop nie lęka się głodu, ma porządną chatę i coś niecoś gotowizny, to zaraz prenumeruje „Gazetę Świąteczną“ albo „Zorzę,“ kształci dzieci i staje się tak dobrym obywatelem jak my dwaj… Wprawdzie nie deklamuje, nie blaguje, ale obywatelem jest.
Nagle poczciwy rejent zaczął znowu klaskać w ręce i zawołał:
— Stacja!… patrz pan, nasza stacja!… Walek dostanie ode mnie złotówkę a Jędrek dwadzieścia groszy…
Słuchając tych wykrzykników, nie mogłem opanować zdziwienia.
— Pan rejent zawsze jest tak… wzruszony w podróży?… — zapytałem.
Bystro popatrzył na mnie i odparł z uśmiechem:
— Chcesz pan powiedzieć, czy zawsze w podróży zachowuję się jak kandydat do Jana Bożego… Wcale nie!… Wy-