Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 03.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawołał. — Kiedy moja córka, zemdlona padła w twoje objęcia, zegarek ten dostał się do jej kieszeni…“
Milczałem, bo i cóżem miał robić, przekonawszy się, że jestem odkryty. Szlachetny zaś starzec mówił dalej:
„— Ocaliłeś memu dziecku życie, ale — zabrałeś spokój. Posłuchaj mnie, młodzieńcze: Helena pokochała cię pierwszą i ostatnią miłością i umrze, gdybyś nie podzielił jej uczuć… Jestem bogaty… bardzo bogaty… — mówił drżącym głosem, a łzy spływały mu po obliczu. — W dzień ślubu sto tysięcy rubli daję za Heleną…“
„— Panie — odrzekłem — będę szczerym. I ja kocham pańską córkę najwyższą miłością, na jaką może zdobyć się człowiek. Ale jestem ubogi, dumny i — pańskich stu tysięcy rubli przyjąć nie mogę…“
„— Szlachetny młodzieńcze — zawołał starzec, chwytając mnie w objęcia — właśnie takiej odpowiedzi spodziewałem się od ciebie… A więc słuchaj… Helena będzie ubogą jak ty… Helena, do mojej śmierci, nie otrzyma żadnego posagu… Dam jej tylko siedem tysięcy rubli rocznej renty…“
„— Ha — odpowiedziałem — jeżeli tak… jeżeli panna Helena jest biedną…“
W tem miejscu piękne moje marzenia uległy przerwie: usłyszałem wrzawę i o kilkadziesiąt kroków przed sobą zobaczyłem widowisko, jakie chyba nieprędko drugi raz ujrzę. Na gościńcu stał wóz, otoczony gromadą kobiet i wyrostków obojej płci. Z gromady co chwilę ktoś przybiegał do wozu, schylał się i prędko uciekał, ażeby po chwili — znowu powrócić, z drugiej strony. Za pochylającymi się pędził chłop, odziany w burkę, i wykonywał batem gwałtowne ruchy zgóry nadół.
Jakaś bijatyka?… — pomyślałem, przyśpieszając kroku.
Kiedym zbliżył się o tyle, że mogłem rozróżniać fizjognomje, do wozu przybiegła dosyć młoda kobieta, w czarnej, wypłowiałej spódnicy i podartej chustce popielatej. Uklękła