Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 02.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od chwili przeprowadzenia się na nowe mieszkanie, ani Melcia, ani pan Hipolit nie odwiedzali ciotki, ona zaś od dobrych ludfci słyszała tyle tylko, że krewni jej żyją hucznie, że są zdrowi i bankructwa bliscy. Mimo jednak zerwania z rodziną, ciotka nie ma spokoju, zawsze bowiem lęka się złodziei i zbójców, w czem utwierdziły ją nadsyłane od kilku tygodni listy bezimienne. W pismach tych (w których Kazimierz poznał rękę pana Hipolita), jakaś nieznana przyjaciółka upomina ciotkę, aby wróciła pod opiekę swego szwagra, gdyż inaczej może ją spotkać nieszczęście.
Nadomiar złego, począł staruszkę odwiedzać Edmund, który za każdą bytnością zaklina ją, aby pieniądze swoje zapisała jemu i Melci. W przeciwnym bowiem razie — mówił Edmund — ciotka zdruzgocze dwa kochające się serca, a jego, to jest Edmunda, zepchnie gwałtem z drogi cnoty, na którą wszedł obecnie i gdzie mu się bardzo dobrze powodzi. Wkońcu nadmieniła ciotka o tem, że się Edmund oświadczał i został przyjęty, choć w kwadrans potem wypędzono go z domu.
— Przykre to są wprawdzie rzeczy, ale... cóż ja szanownej pani poradzę? — rzekł Kazimierz.
— Ty jeden możesz mi poradzić! — zawołała staruszka. — Ja ci oddam moje pieniądze do przechowania...
— A to z jakiej racji? — spytał zdziwiony chemik. — Niech pani złoży je lepiej w banku.
— Nie chcę! nie chcę! — odparła, trzęsąc rękoma. — Bank może zbankrutować, a ludziom nie wierzę, tylko tobie jednemu, bo mi się wydajesz uczciwym.
Po wielu sporach, wyjaśnieniach i łzach staruszki, Kazimierz zgodził się wreszcie na przechowanie pieniędzy, od których miał co pół roku odcinać kupony i odnosić je ciotce.
Interes był zatem w połowie ukończony. Dobra kobiecina nie żądała nawet kwitu od Kazimierza, tylko zaklęła go na honor, sumienie, Boga i pamięć rodziców, aby jej nie zdradził.