Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Płaczesz? Oprzyj głowę na mojej piersi, niech połączą się łzy nasze. O nocy, nie mijaj i niech mi się wieczność zamknie w uścisku twej ręki, w dotknięciu twoich ust gorących. Patrz, co się tu dzieje dokoła. Las umilkł, ptak nie śmie skrzydłem zaszeleścić, ten pyszny zamek szeroko otworzył martwe oczy, gałęzie drzew oplotły nas, a pochylone kwiaty ciekawie patrzą na ciebie. Tylko tam wysoko nad głowami naszemi zdziwione gwiazdy szepczą jedna do drugiej: „Wieszże ty, co to jest miłość?...“

Helenka skończyła czytać. Zdawało się jej, że na tę pieśń nieśmiałą i mistyczną składały się nie ludzkie wyrazy, ale szum wiatru, plusk wody i ciche dreszcze rozmarzonego serca. Otworzyła lufcik, z podwórza doleciał ją wesoły świergot wróbli, a ze świata wiosenne ciepło.
— Czy on wróci?... Czy on jeszcze pamięta o mnie?... — myślała.
W tej chwili, na krawędzi otwartego okna siadł gołąb i, złudzony zielenią mchu, począł go skubać jak świeżą trawę. Spłoszony ruchem Helenki zerwał się nagle, lecz znowu wrócił i znowu skubał mech, kręcąc przytem główką i jakby dziwiąc się, że jego listki, mimo tak pięknych pozorów, są martwe.
Helenka uczuła ból w sercu. Nieokreślone przeczucie szepnęło jej, że i ona jak ów gołąb łudzi się pozorami szczęścia i że kiedyś strasznej dozna boleści. Spojrzała na ptaka, który krążył wciąż przy oknie, i dwie gorzkie, palące łzy stoczyły się z jej oczu. Przypomniała sobie, że ów Grodek jest tylko synem ubogiego rządcy, a jej ojciec — dumnym i nieugiętym panem.


IV.

Pan Adam pędził tymczasem życie, jeżeli nie monotonne, to przynajmniej systematyczne i spokojne. Wstawał późno,