Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z całego pasma często przerywanych stosunków z Grodkiem, w duszy Heleny ognistemi obrazami zarysował się pewien dzień na wieki dla obojga pamiętny. Było to w tym roku, kiedy pan Adam sprzedał majątek, Grodek zaś, ukończywszy medycynę w Warszawie, wybierał się, naturalnie na własny koszt, zagranicę. Dnia tego pan Adam wyjechał za interesami jakoś po południu, późnym wieczorem zaś troje ich, to jest: Helenka, Mieczysław i Grodek wyszli na spacer do parku.
Park był duży, a Mieczysław zawsze zamyślony, skutkiem czego zmęczona trochę Helenka, nie mogąc liczyć na pomoc roztargnionego Miecia, oparła się na ramieniu Grodka. Dziwny to był wieczór!... W powietrzu unosiła się upajająca woń kwiatów i słychać było jakieś tajemnicze szmery. Wiekowe drzewa, przy blasku księżyca, zamieniły się w olbrzymów, wyciągających po Helenkę ramiona rosochate i pogięte. Woda na stawie była tak gładka, iż zdawało się, że w tem miejscu rozstąpiła się ziemia, ukazując w niezmiernej głębinie inne niebo i inne gwiazdy. Rozmarzony Miecio zginął gdzieś. Z pomiędzy trzcin odezwał się głos bąka, z baszty hukanie sowy, a Helenka uczuła niewytłomaczoną bojaźń. Szczęściem Grodek był przy niej i otóż miejsce bojaźni zajęło inne uczucie, słodkie i straszne, które poznała pierwszy raz w życiu, lecz pamiętała dotychczas.
Nigdy nie starzejąca się i zawsze piękna, choć odwieczna sielanka!...
W kilka dni później Grodek wyjechał, uwożąc ze sobą gałązkę róży, którą wypielęgnowała Helenka, a może i serce dziewicy...
Helenka ocknęła się. Byłoż to wszystko snem i ten zamek, i ten park, i — ten przewodnik, który, klęcząc, tak namiętnie drżącemi usty całował jej ręce? Nie! to nie był sen, ale rzeczywistość... świadczy o tem ten krzak róży, jedyna pamiątka, jaką