Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szczęściem — ja za niego myślę o tem, co dotyczy rodziny... Inaczej rozpłynęlibyśmy się w tej powszechności...

Mój ojcze! — pisał Mieczysław. — Pamiętasz, że wyłącznie z własnego popędu wstąpiłem do szkoły politechnicznej, o brak chęci zatem posądzać mnie nie będziesz. Do ukończenia wydziału brakuje mi obecnie tylko pół roku, ale... nie wiem doprawdy, jak dalej będzie. Czuję się okropnie znużonym. Niekiedy tracę pamięć tak, że nie mogę kilku liczb dodać, — niekiedy znowu bywam tak rozdrażniony, że obawiam się szaleństwa. Lekarze radzą mi przynajmniej rok odpocząć, lecz z drugiej strony sumienie przypomina mi, że kraj czeka na zdolnych pracowników, a ty, ojcze, i pan Rudolf na kierownika nowego przedsiębierstwa. Odpisz mi więc, co myślisz, gdyż jeżeli okaże się konieczna potrzeba, w takim razie zapomnę o moich przywidzeniach i jakoś przebieduję ten czas, dość zresztą krótki. Wyznać jednak muszę, że roczny wypoczynek byłby prawdziwą ulgą dla mnie, a może tylko dla mojego lenistwa.

Pan Adam w ciągu odczytywania tego listu bladł i rumienił się. Co za fatalny zbieg wypadków, co za niepojęty kaprys, aby chcieć odpoczywać cały rok wówczas, gdy byt rodziny wisi na włosku! Rok odpoczywać?... a cóż się w takim razie stanie z nowem przedsiębierstwem, które na niego tylko czeka?... Kiedy ożeni się z córką Rudolfa?... Kiedyż wreszcie cała rodzina powróci do dziedzicznego majątku?
A tu w dodatku Rudolf co tydzień prawie zapytuje, kiedy Mieczysław szkołę ukończy, jakby sam o tem nie wiedział. A tu, co gorsza, znaleźć się może dla córki kapitalisty inny konkurent! bo dziś jest bardzo wielu świetnych bankrutów, a bardzo mało posażnych panien, które o tytuł dbają.
— Energji! — szepnął Adam — tu przecież nie o mnie chodzi, tylko o ród...