Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż takiego? — spytał zatrwożony Edzio — w tej chwili bowiem przebiegła mu przez myśl dość znaczna liczba kucharek i pokojówek.
— Mówiono... że pan jest... aptekarskim subjektem!
Ponieważ Edzio był istotnie aptekarskim subjektem, porwał więc kapelusz i milcząc, pożegnał widocznie chorą na umysł damę. Od tej chwili jednak nienawidził kobiet, a prawie odchodził od siebie z gniewu, gdy kto w ich towarzystwie ośmielił się przypomnieć mu o jego specjalności.
Tym sposobem brak taktu ze strony jednej kobiety szkodliwie wpłynął na usposobienie Edzia i coraz bardziej usuwał go od całego zastępu płci nadobnej.
Po odejściu dobrego wuja, Edzio wyszedł na spacer, aby wystawić rozgorączkowaną głowę na zbawienny wpływ chłodnych powiewów wietrzyka. W tej chwili nie myślał on o swej ciechocińskiej przygodzie, lecz raczej o pięknej i posażnej Weronisi, o aptece w mieście powiatowem, o zegarku swego drogiego wuja, a nadewszystko o kilkusetrublowej pożyczce, po którą umyślnie przyjechał, a bez której nie mógł się nawet pokazać w Warszawie, dzięki niewyrozumiałości wierzycieli.
Nadeszła noc, w ciągu której Edzio miał sny bardzo prorocze. Widział się już właścicielem apteki, mężem Weroniki i ojcem dorodnych dzieci. To też wstawszy rano, zdziwił się swemu kawalerstwu i pałał żądzą poznania swojej przyszłej, pewnym będąc, że się dziś jeszcze oświadczy, zostanie przyjętym i otrzyma od wuja obiecaną pożyczkę.
Około trzeciej po południu (a było to w wielką sobotę), pani Haładrałowiczowa przysłała konie po plebana, z którym zabrał się rozkochany młodzieniec.
Po półgodzinnej jeździe, wuj wyrzekł:
— Widzisz ten folwark?... To Haładrałówka! Pamiętaj dobić targu, bo się ciebie wyrzeknę.