Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więc jeszcze raz: wynoś się, bo już ani feniga nie dostaniesz... Wynoś się, bo jak Małgosia wróci, to ci wszystkie miotły o łeb porozbija!
— Ach, panie łaskawy! — wmieszała się majorowa — my nic nie chcemy oprócz poczciwej rady dla naszego wnuka Soterka, sieroty bez ojca i matki...
— Hum, hum! — mruknięto za drzwiami i jednocześnie usłyszeliśmy szłapanie pantofli. — Więc to istotnie nie ten łotr Feluś?... Uuu, co on mnie zdrowia napsuł!... Mój Boże, dziś nastały takie czasy, że się człowiek obawiać musi własnego siostrzeńca. Oj, czasy!
— Ciężkie czasy — potwierdziła majorowa, poprawiając mantylę. — Dziś sama kobieta nie da sobie żadnej radeńki na świecie... Ach!... — To powiedziawszy, spojrzała na mnie bardzo wymownym wzrokiem.
— Może pan dobrodziej zechcesz nam otworzyć! — odezwałem się do ukrytego za drzwiami emeryta, pragnąc zdławić uczucia, jakie wzbudziła we mnie mimika otyłej damy. Na uczciwość! w tej chwili gwałtownie zapotrzebowałem świadków, nie dlatego, aby się od grzechu uchronić, lecz poprostu, aby nie uciec od melancholicznej towarzyszki. — Racz pan otworzyć! — powtórzyłem.
— Kiedy... kiedy bo jestem zamknięty! — bełkotano w pokoju. — Małgosia wyszła na targ i... i... tego... Ale może państwo poszukacie klucza za beczką, około schodów... musi tam być!
Czułem, że te objaśnienia sprawiały pewną trudność wielkiemu pedagogowi. Domysł mój stwierdziły poniekąd: gorączkowe szłapanie pantofli i pełne ukrytego niepokoju ucieranie nosa.
— Jest klucz! — odezwał się po raz pierwszy Soterek, który plondrował sień w czasie niefortunnych układów z emerytem.
Otworzyliśmy i weszli. Na środku pokoju stał siwy i zgar-