Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jemnemi. Śni ci się coś, no... coś niezdecydowanego: niby szare, niby zielone, — niby pole, niby łąka, a na tem coś... niby kopy, a niby stogi, — djabli zresztą wiedzą! Przy tem wszystkiem oświetlenie bardzo liche; nie możesz się zorjentować, gdzie jesteś, czem jesteś i co to tam chodzi między owemi zagadkowemi kupami, które stają się coraz podobniejsze do grobów... Coś chodzi, ale co?... Strach cię bierze, poczynając od łydek; czujesz gorąco w brzuchu, w sercu, w gardle... chcesz uciekać, a nie możesz i...
Między drzwiami sali a mojem łóżkiem, wpółoświetlona tragicznym blaskiem bezksiężycowej nocy, stoi jakaś figura w bieli, z głową zawiniętą w żółtą chustkę, z wysokości i szerokości podobniejsza do nagrobka, niż do postaci ludzkiej... Drżąc na całem ciele, zimnym potem oblany, zerwałem się, dźwignięty jakąś nadzwyczajną siłą...
— Aj! aj! aj!... cicho... cicho!... Więc i ty, pułkowniku, ptaszeńku, nie śpisz?
— Ja?... ja śpię!... Co tu? Kto tu?...
— Ach, moja doleńko nieszczęśliwa!... tożem się dopiero musiała przez te parę godzin odmienić, kiedy mnie nawet ty, serce, nie poznajesz...
— Więc to majorowa?... Przebóg! i cóż się stało?...
— Cholerę mam, jak rany boskie kocham — odpowiada płacząc moja przyjaciółka.
— Przywidziało ci się chyba, kochana majorowo — przecież nie słychać o cholerze ani w naszych ani w waszych okolicach.
— Ale ja mam cholerę, hu, hu, hu!... Posłuchaj tylko, serce, jak we mnie gulgocze, tak jakby kto beczkę popłukiwał... Nie chciałam budzić tego robaka Socia i przyszłam wprost do ciebie... Ratuj duszę moją, pułkowniku, bo ja muszę być jeszcze potrzebna na tym świecie, kiedy mnie Pan Bóg do tej pory zachował... — Tak lamentując, uklękła przy mojem łóżku.