Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chwilę wynurzali się z obłoków kurzu jezdni i przybiegali do Ramzesa.
— Mentezufis zabrał im tyły!... — krzyczał jeden.
— Dwie setki poddały się!... — wołał drugi.
— Patrokles zajął im tyły!...
— Wzięto Libijczykom trzy sztandary: barana, lwa i krogulca...
Koło sztabu robiło się coraz tłumniej: otaczali go ludzie pokrwawieni i obsypani pyłem.
— Żyj wiecznie!... żyj wiecznie, wodzu!...
Książę był tak rozdrażniony, że naprzemian śmiał się, płakał i mówił do swego orszaku:
— Bogowie zlitowali się... Myślałem, że już przegramy... Nędzny jest los wodza, który, nie wydobywając miecza, a nawet nic nie wiedząc, musi odpowiadać za wszystko...
— Żyj wiecznie, zwycięski wodzu!... — wołano.
— Dobre mi zwycięstwo!... — zaśmiał się książę. — Nawet nie wiem, w jaki sposób odniesiono je...
— Wygrywa bitwy, a potem dziwi się!... — krzyknął ktoś z orszaku.
— Mówię, że nawet nie wiem, jak wygląda bitwa... — tłomaczył się książę.
— Uspokój się, wodzu — odparł Pentuer. — Tak mądrze rozstawiłeś wojska, że nieprzyjaciele musieli być rozbici. A w jaki sposób?... to już nie należy do ciebie, tylko do pułków.
— Nawet miecza nie wydobyłem!... Jednego Libijczyka nie widziałem!... — biadał książę.
Na południowych wzgórzach jeszcze kłębiło się i wrzało, lecz w dolinie pył zaczął opadać, tu i ówdzie, jak przez mgłę, widać było gromadkę żołnierzy egipskich, z włóczniami już podniesionemi wgórę.
Następca zwrócił konia w tamtą stronę i wjechał na opuszczone pole bitwy, gdzie dopiero co stoczyła się walka środ-