Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ładnych tłumach, przeciw jego tysiącowi mogę wystawić pięciuset naszych żołnierzy i pobiję go. Gdy strona przeciwna ma tysiąc toporników i ja tysiąc, rzucę się na nich i pokonam, jeżeli będę miał do pomocy stu procarzy.
W wojsku, święty ojcze — ciągnął Ramzes — wszystko się widzi, jak palce u własnych rąk, i na każde pytanie ma się gotową odpowiedź, którą mój rozum ogarnia. Tymczasem w zarządzie nomesów, ja — nietylko nic nie widzę, ale mam taki zamęt w głowie, że nieraz zapominam — poco tu przyjechałem.
Odpowiedz mi zatem szczerze, jak kapłan i oficer: co to znaczy? Czy nomarchowie mnie oszukują, czy ja jestem nieudolny?...
Święty prorok zamyślił się.
— Czy oni śmieliby oszukiwać waszą dostojność — odparł — nie wiem, bo nie przypatrywałem się ich czynom. Zdaje mi się jednak, że oni księciu dlatego nic nie mogą wytłomaczyć, ponieważ sami nic nie rozumieją.
Nomarchowie i ich pisarze — ciągnął kapłan — są jak dziesiętnicy w wojsku: każdy zna swoją dziesiątkę i zawiadamia o niej wyższych oficerów. Każdy też rozkazuje swojemu oddziałkowi. Ale ogólnego planu, jaki układają wodzowie armji, dziesiętnik nie zna.
Naczelnicy nomesów i pisarze zapisują wszystko, cokolwiek zdarzy się w ich prowincji, i te raporta przysyłają do stóp faraona. Lecz dopiero rada najwyższa wydobywa z nich miód mądrości.
— Ależ ja właśnie chcę tego miodu!... — zawołał książę. — Dlaczegóż mi nie dają...
Mentezufis potrząsnął głową.
— Mądrość państwowa — rzekł — należy do tajemnic kapłańskich, więc może ją zdobyć tylko człowiek, poświęcony bogom. Tymczasem wasza dostojność, pomimo wychowania