Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to znaczy, panie Sontag? — zawołał przerażony ajent.
— To znaczy, panie von Oschuster, że rodziny nasze mają stanowczy zamiar unikać obmierzłych stosunków.
I wyszedł, przyprawiwszy o mocny zawrót głowy ajenta spółki berlińskiej.
W tej samej restauracji, lecz w innym gabinecie, rozprawiali także o mającym nastąpić balu, panowie: Anastazy na Fujarach Fujarkiewicz, Mączarski z Mączar i wynędzniały tak pod względem fizycznym, jak i umysłowym, jedyny syn Gęgalskich, Fonsio, którego najpobłażliwsi przyjaciele domu nazywali „nierozwiniętym Fonsiem.“
— Bądź co bądź, ja jednak myślę, że pani Letkiewiczowa bardzo dobrze zrobiła, odpraszając te damy — mówił pan na Fujarach. — Inaczej bowiem do przyzwoitego towarzystwa wdarłoby się mnóstwo różnego rodzaju procederzystów i tym podobnej kanalji.
— Tak! kanalji... Moja mama mówiła to samo, słowo honoru daję! — wtrącił nierozwinięty Fonsio.
— Ależ sąsiedzie — odparł pan Mączarski — my, rolnicy, jesteśmy także procederzystami, a z drugiej znowu strony, między mieszczuchami znajduje się bardzo wielu ludzi ukształconych, dobrze wychowanych, a nadewszystko zacnych.
— No!... słowo honoru daję! z ust mi pan wyjął to zdanie. Ja zupełnie to samo chciałem powiedzieć — odezwał się Fonsio.
— Przyznaj jednak sąsiad — bronił się Fujarkiewicz — że te, jak ich nazywasz, mieszczuchy, są nieznośnymi zarozumialcami, za wiele gadają o swoim rozumie, a za mało cenią zasługi nasze.
— Słowo w słowo to samo mówi moja mama, a ja nie waham się przyznać racji panu Fujarkiewiczowi — dorzucił Fonsio.
— Mój sąsiedzie — odparł Mączarski — każdy ma swoje wady i zalety. Ten jednak, mojem zdaniem, stoi najwyżej,