Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przedewszystkiem spotkasz się z alguazilem — przerwał dr. Mański — i jemu zdasz sprawę ze swoich czynów.
— Tem lepiej, alguazil będzie miał do czynienia nietylko ze mną — uśmiechnął się szyderczo Juarez.
— Senory, przez litość, nie pozwalajcie mu ubliżać memu ojcu! — błagał don Fernando. — Nie wiem, co ten bandyta, który mnie więził dla okupu, chce powiedzieć, ale czuję, że kłamie...
— Dobrze, dobrze! — mruknął jeszcze Juarez. — To się jeszcze okaże. Porwałem cię i uprowadziłem, to prawda, ale dowiesz się i ty także ciekawych rzeczy o uprowadzeniu. Teraz będę już milczał do czasu. A wy senory pełnijcie swoją powinność alguazilów,
Piotruś tymczasem przysłuchiwał się tej scenie w milczeniu. Z poprzednich i teraźniejszych słów bandyty, z niepokoju don Carlosa na jego widok zaczął się domyślać, że jakieś nieznane a tajemnicze nici wiązały jego zagadkową przeszłość z przeszłością bankiera. Kto mu jednak rozwiąże tę zagadkę? Czy ten bandyta, któremu ufać nie było można? Czy