Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ca“, t. j. tej brudnej budy i jej gospodarza. Brr... człowiek tu życia niepewny! Jak zaczną machać swojemi „machete“ (długiemi nożami), to niema co potem zbierać. Żeby ten Chodzik nie trzymał mnie tutaj długo, bo chociaż tchórzem nie jestem podszyty i byle pantery albo innego amerykańskiego kociaka się nie zlęknę, ale takiego sąsiedztwa nie lubię.
Ledwie Mateusz dokończył tego monologu, gdy zakrzyczała czajka rzeczna.
Krzyk ten był taki przenikliwy i smutny, że stary mayordomo drgnął.
— A ta czego wrzeszczy, jak pódzik (puhacz) — mruknął sobie — aż człowieka mróz po kościach rozbiera. A pójdziesz!
I machnął ręką ku rzece, jakby chciał spłoszyć natrętnego ptaka.
Czajki jednak nie było widać, a krzyk powtórzył się jeszcze dwukrotnie. Nagle Mateusz przypomniał sobie:
— Dalibóg, ta czajka to chyba Chodzik... Jak ten bestja wyśmienicie naśladuje głos ptaka... Przysiągłbyś, że najprawdziwsza czajka. Ale jak ja mu dam znać o sobie? Wprawdzie umiem nieźle naśladować ryk pantery, ale narobiłbym