Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czy nie masz ochoty mnie śledzić, a w każdym razie przekonać się czy rzeczywiście wracam do miasta? Otóż nie dowiesz się tego, mój kochanku, a ja wkońcu cię znajdę.
Mrucząc tak sobie, Mateusz galopował znów dalej, zwolna tylko skręcając ku rzece, która w pobliżu miasta żłobiła cienistą dolinę.
Niedarmo przedtem myszkował Mateusz w okolicy Bogoty, zabijając w ten sposób trapiący go niepokój o d-ra Mańskiego. W tych swoich wycieczkach zbadał on wszystkie zakątki podmiejskie, wszystkie zaułki i obracał się tutaj, jak u siebie w domu.
— Swoją drogą — mruczał — źlem zrobił, żem nie wziął ze sobą Chodzika. Sprytna bestia i kuta na cztery nogi, zwłaszcza w stepie. A jakie ma oczy!... Ot, szkoda!
Nagle, jak gdyby myśli jego zostały odczytane, z gęstwiny wynurzyła się najpierw głowa muła, a potem i cała postać Chodzika, który zagadnął niby obojętnie: