Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, ja tego nie mówię, tylko się dziwię... Zresztą i ciebie nie pożałowaliby bandyci.
— O! cóżby oni wzięli u biednego indio!
Mateusz obrzucił okiem znawcy muła i rzekł:
— Ano, muł niezgorszy, i poncho masz dostatnie... Jużby ci tam tego nie zostawili.
— Wielki duch strzegł biednego peona — płaczliwie zawtórował Maxtla i dodał znienacka. — Ale senor kogoś zgubił... Oby go także oszczędzili bandyci!
Mateusz jednak miał się na baczności! Indjanin budził w nim coraz więcej podejrzeń, więc postanowił zagadkową tę sprawę wyświetlić, a sam nie zwierzać się z niczem. Odezwał się więc obojętnie:
— Moja sprawa — to zupełnie co innego, i ja mam równie nieszczęśliwego peona, który zgubił wprawdzie nie pana, lecz muła. Muł gorszy wprawdzie od twojego, ale zawsze to strata.
Maxtla roześmiał się szczerze.