Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przychodzi do siebie — odezwał się don Basilio. — Żywo Chica, ruszaj za wodą, trzeba mu obmyć i przewiązać głowę. Przecież nie zastawimy tak bliźniego bez opatrunku na drodze.
Chica bez słowa protestu wskoczył na muła i pogalopował w dół ku rzece.
Hiszpan zostawszy sam, uwiązał konia i usiłował posunąć rannego, aby go oprzeć plecami o drzewo w pozycji siedzącej.
Ranny kilkakrotnie jęknął podczas tej bolesnej dla niego operacji i z ust jego wyrwały się słowa:
— Doktór Mański... Don Carlos...
— Per dio! — mruknął don Basilio — a skąd ten chłopak wymienia nazwiska, które mi są znane? Dr. Mański był przecież w haciendzie mego stryja, a don Carlosa i don Fernanda znam dobrze. Trzeba go się wypytać, jak tylko przyjdzie do siebie. Zaraz mu będzie lżej, gdy mu zrobimy opatrunek. Żeby tylko Chica nie marudził.
Ale Chica, nawykły do pełnienia wlot rozkazów młodego pana, już galopował