Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piotruś jechał dalej, poganiając konia i rojąc wciąż o rychłem zobaczeniu się z przyjaciółmi. Co robi dr. Mański? Co porabia wesoły zawsze Chodzik?... Jak też wyglądają znani mu ledwie z opowiadania don Matteo i donna Bartolomea, zwana tio Barto, albo ciotką Bartosiową?
Piotruś, pomimo lekkiego śniadania, nie czuł głodu i galopował wciąż, oglądając się tylko na słońce. O ostrzeżeniu listonosza ani myślał. Na drodze była wprawdzie pustka, ale w biały dzień, tuż pod samem miastem, ktoby tam robił zamach na jego poncho i chudopacholski węzełek.
Nagle w cienistym wąwozie koń jego zastrzygł uszami, a Piotruś obejrzał się niespokojnie. Ledwie miał czas wyprostować się na siodle, gdy świsnęło lasso i chłopiec spadł na ziemię napół zduszony, tracąc zupełnie przytomność.
Z gęstwiny wysunął się Maxtla.
— Mógłbym go zabić — rzekł do siebie — i to może byłoby najlepiej, ale nie chcę mieć do czynienia z alguazilami przed czasem... Zresztą wygląda na Aymara, a z tymi także nie chcę zadzierać...