Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ralnego spadkobiercy, którego proszę i obowiązuję, aby żonie mojej nie odmawiał opieki.... (gwałtownie) Ależ to panie mości dzieju, wykrywa się nowe łajdactwo!... więc żadnego zapisu na przeżycie pomiędzy niemi nie było... w takim razie, to wszystko moje!... moje!... a!! widzicie państwo! oliwa wyszła na wierzch!... dla tego to oni tak mi mydlili oczy!... ha! czekajcież!
Tykalska Chryste Jezu! com ja zrobiła, mój panie! wolałabym się była wyrzec i tego zapisu.
Damazy (mocno poruszony.) Głupiec! wierzyłem ślepo, nie pytając się o nic, a oni korzystali z mojej dobroduszności... No! ale czyż ja mogłem przewidywać, żeby tak bezczelnie przyznawali się... A, to, panie mości dzieju, szachraje! żydzi! dla tego mizernego grosza!
Tykalska. Mój panie! mój panie! co to będzie? kiedy tu w tem znalazło się coś przeciwko siostruni, co ja pocznę! ja się w ziemię zakopię!.. najlepiej oddaj pan to; nie chcę nic, nie chcę!
Damazy. O! za późno, panie mości dzieju... nauczę ja ich teraz po kościele gwizdać!
Tykalska (płacząc.) Fe! wstydź się pan!
Damazy. Ha, ha, ha! czego? a to dobre!
Tykalska. Wywołujesz klątwy na chciwych, a sameś nie lepszy.
Damazy. Ha, ha, ha!... ja chciwy!
Tykalska (całuje go w ramię.) Mój panie!
Damazy (chodząc.) Wola nieboszczyka... wola nieboszczyka... wyjeżdżali z nią, niechże się stanie jego wola!...

SCENA VII.
Poprzedzający, Rejent wprowadza pod rękę Żegocinę, która ma minę na pół uroczystą na pół bolejącą i rękę z chustką do nosa trzyma na czole; wszedłszy, pada jakby bezsilna na kanapę; Tykalska się żegna i w kącie szepce modlitwy; Rejent staje obok Żegociny; w końcu Seweryn.

Damazy. No, teraz będzie komedja, panie mości dzieju... (chodzi spoglądając na nich z pod oka.)
Żegocina (po chwili, bolejąca na stronie do Rejenta.) Któż ma zacząć?
Rejent (cicho.) Możesz i pani... nawet tak będzie najlepiej... (jakby zwracając uwagę Damazego) Hm, hm!
Żegocina (j. w. słabym głosem.) Rejent zakomunikował mi... pańskie pretensje..
Damazy (przez zęby.) To nie są pretensje, panie mości dzieju... (Żegocina milczy okazując giestem że nie daje jej mówić.) No słucham, słucham..
Żegocina. Cios był dobrze wymierzony... ja, która całe życie moje dawałam dowody bezinteresowności, muszę dziś poniżyć się do targów ubliżających nam w ostatnim stopniu... Sądziłam, że odgadując domyślną tylko wolę nieboszczyka mojego męża i dając dowód pamięci o jego synowicy, będę zrozumianą... niestety! stało się przeciwnie! wytłomaczono to sobie jako słabość z mojej strony, i chciano ją wyzyskać...
Damazy (który dawał oznaki niecierpliwości.) To jest, że podług pani bratowej, panie mości dzieju ja kładę rękę do cudzej kieszeni...