Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— La Billardière wiele wziął na siebie, wierz mi pani. Nie jestto droga różami wysłana — służyć królom.
— Ach! dreszcz mię przejmuje — zawołała Marya. Margrabio — dodała tonem zdradzającym jakiś opór, którego tajemnica była jéj tylko własnością — jedna chwila wystarczy, aby rozwiać złudzenie i odkryć tajemnicę, od któréj zależy szczęście i życie wielu ludzi... Zatrzymała się, jakby w trwodze, aby nie powiedziała za durzo. Po chwili rzekła: — Chciałabym być pewną bezpieczeństwa żołnierzy republikańskich.
— Będę ostrożny — odrzekł uśmiechając się, aby ukryć wzruszenie; ale nie mów mi pani o swoich żołnierzach, wszakże słowem szlacheckiém zaręczyłem za nich pani.
— A zresztą jakież mam prawo tobie uwagi czynić, panie margrabio — rzekła... Pomiędzy nami bądź ty zawsze panem. Czyż nie powiedziałam ci, że byłabym nieszczęśliwą, gdyby mój wybrany był niewolnikiem
— Panie margrabio — rzekł z uszanowaniem zbliżający się major Brigant — czy Błękitni długo tutaj zostaną?
— Odejdą, jak tylko trochę odpoczną — pośpieszyła z odpowiedzią panna de Verneuil.
Margrabia rzucił badawczy wzrok dokoła i zauważył jakieś ożywienie w grupach, opuścił więc pannę de Verneuil i pozwolił pani du Gua zastąpić się przy niéj. Kobieta ta pod uśmiechniętą maską kryła fałsz i cierpkie spojrzenie margrabiego nie zdołało jéj zmieszać.
W téj chwili Fanszeta wydała gwałtowny okrzyk, z trudem stłumiony. Panna de Verneuil, która ze zdziwieniem obaczyła, że wierna jéj towarzyszka wybiegła nagle z sali, spojrzała na panią du Gua, a zdziwienie jéj powiększyło się jeszcze bardziéj na widok bladości, która niezwłocznie pokryła twarz jéj nieprzyjaciółki. Pragnąc odkryć przyczynę tajemniczego oddalenia się Fanszety, Marya podbiegła do framugi okna, dokąd rywalka udała się za nią także, pragnąc osłabić podejrzenie i uśmiechnęła się z wyrazem niedającéj się określić złośliwości. Rzuciwszy okiem na smutny pejzaż jeziora, wróciły obie do kominka.
Marya nie spostrzegła nic, coby usprawiedliwiać mogło ucieczkę Fanszety. Pani du Gua wróciła uradowana, że wykonano jéj rozkazy.
Jezioro, nad brzegiem którego ukazał się Marche-a-Terre na wezwanie téj kobiety, łączyło się z wałem granicznym, który otaczał ogrody opisując dziwne krzywizny, to szerokie, jak stawy, to znów ścieśnione i wąskie, jak sztuczne rzeki parku. Brzeg stromo pochyły, który się kąpał w tych jasnych wodach, wił się zaledwie