Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Szuanie czyli Bretania w roku 1799.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nigdy Szuanie nie mieli wodza okrutniejszego, jeżeli wierzyć mamy temu, co o nim opowiadają — rzekła zwracając się do Fanszety i zarazem do jéj pani.
— O! ja nie wierzę w to wielkie okrucieństwo — odparła panna de Verneuil — ale to wiem, że on umie świetnie kłamać i zdaje mi się być bardzo łatwowiernym. A naczelnik stronnictwa nie powinien robić się niczyją igraszką.
— Czy go pani zna? — zapytał młody człowiek.
— Nie — odrzekła, rzucając nań wzgardliwe spojrzenie — zdawało mi się, że go znam.
— O pani! to już bez żadnych żartów, zręczna szelma — wtrącił kapitan Merle, kręcąc głową i giestem nadając téj definicyi znaczenie dowcipu i sprytu. Te dawne rodziny wydają czasami potężne odrośle. Wraca on napowrót do kraju, gdzie to ongi, jak mówią, szlachta nie miała wszystkich wygód, a ludzie, widzi pani, dojrzewają na słomie, jak ulęgałki. Jeżeli będzie mu się wiodło, to długo przyjdzie nam za nim gonić. Umiał on naszym kompaniom regularnym przeciwstawić lekkie i świeże oddziały, i zdołał zneutralizować największe wysiłki rządu. Jak spalimy jednę wieś królewczyków, to on pali dwie wsie republikańskie. Rozwija się on na ogromnéj przestrzeni i zmusza nas do marnowania wielkich sił wtedy, gdy nam właśnnie brakuje ludzi! Oho! zna on swoje rzemiosło!
— Zabija swoję własną ojczyznę! — zawołał Gérard silnym głosem przerywając Merle’owi.
— Jeżeli tak — wtrącił młodzieniec — i jeżeli śmierć jego zabezpieczy kraj od zguby, rozstrzelajcie go jaknaprędzéj!
Mówiąc to, zatrzymał spojrzenie badawcze i głębokie na pannie de Verneuil, i rozegrała się pomiędzy niemi jedna z tych scen niemych, których dramatycznéj werwy i subtelnych odcieni żadne pióro odmalować nie zdoła. Niebezpieczeństwo czyni zajmującym. Gdy nadchodzi śmierć, najnędzniejszy zbrodniarz obudza zawsze troskę litości. Otóż, chociaż panna de Verneuil była w téj chwili najmocniéj przekonaną, że ten, który ją od siebie odtrącał, był tym groźnym wodzem królewskiego stronnictwa, nie chciała jednak nadać o tém pewności wydaniem go w ręce republikanów. Ciekawość jéj innego łaknęła w téj chwili pokarmu. Wolała ona wątpić lub wierzyć stosownie do chwilowéj potrzeby uczucia i poczęła igrać z niebezpieczeństwem. Wzrokiem, pełnym złośliwości wskazywała młodemu człowiekowi żołnierzy z miną tryumfującą i, stawiąc mu w ten sposób przed oczy niebezpieczeństwo, z upodobaniem dawała mu uczuć, że życie jego zawisło od jednego jéj słowa i wargi jéj